Okiem Babki

Jestem gorsza, bo jestem z biednej rodziny – dziś widzę, jak się myliłam

Mam na imię Justyna i wychowałam się w biednej rodzinie.

Wychowałam się na wsi, wśród wody z glinianego jeziora i szumu drzew rozpościerających swe konary za płotem. Z okna kuchni widać było pole sięgające aż po widnokrąg. Lubiłam wieczorami siadać na ławce pod jabłonią i patrzeć jak słońce kończy dzień, chowając się za horyzont.

Sielankowy widok i kojące odgłosy ptaków zakłócane były rozlewającą się rodzinną dysfunkcją, która kipiała na każdym kroku i wyłaziła jak demony z szafy lub syf zamieciony pod dywan.

Ojciec alkoholik, który po wypłacie zapominał drogi do domu. Matka współuzależniona trzymająca wszystko w garści i „rycząca” dookoła jak coś nie działo się według jej myśli. Trójka młodszego rodzeństwa i ja.

W tym biednym sosie było mi dane mieszkać, wychowywać się i czerpać wzorce zachowań.

Myślałam, że tak ma być, że inne dzieci też tak żyją. Uznałam, że krzywdy i przemoc, które dotykały mnie każdego dnia, są czymś normalnym.

Nie trudno się domyślić, iż w dorosłym świecie z ubogim arsenałem, miałam znikome szanse na „zwojowanie świata”. Mimo tego wojowałam!!! Wojowałam po swojemu, mając po drodze wiele przygód:

– jako Dorosłe Dziecko Alkoholika nie potrafiłam budować trwałych relacji, odpychałam ludzi i uciekałam od świata, chowając głowę w zaciszu swej jaskini –  dziś wychodzę, rozmawiam i stawiam czoła trudnościom

– jako osoba współuzależniona brałam odpowiedzialność za partnera, wplątałam się w rolę ofiary i doprowadziłam ciało do wycieńczenia – dziś szanuję się, znam swoje potrzeby i wyznaczam granice

więcej przeczytasz mój facet za dużo pije

– będąc uzależniona, doświadczyłam ogromnej pustki, samotności oraz myśli samobójczych, dziś zmieniam swoje życie.

więcej przeczytasz, gdy myśli samobójcze przynoszą ulgę

Dzieciństwo biednej dziewczynki

Wychowywałam się w małej wsi. Mieszkaliśmy na koloni pod lasem. Do szkoły miałam 2,5 km, chodziłam do niej pieszo lub jeździłam rowerem. Dzień w dzień przez 8 lat plus zerówka. Bez względu na to, czy padał deszcz, śnieg czy wiał silny wiatr, przemierzałam piaszczystą drogę do szkoły.

W domu się nie przelewało. Jedliśmy pasztet i tanie konserwy. Za pomoc sąsiadom otrzymywaliśmy jajka, mleko i ziemniaki. Mama była mistrzem w wymyślaniu potraw mącznych i ziemniaczanych: kopytka, bliny, placki ziemniaczane, babka ziemniaczana, zupy mleczne na zacierkach.

Na ścianach wychodziła pleśń, a po domu harcowały myszy

Mieszkaliśmy na parterze, w starym poniemieckim domu bliźniaku. Z racji braku pieniędzy na remont, łataliśmy dziury czym się dało. W stare okna, z których zimą wiało, upychaliśmy watę. Trzeszczące podłogi i podgniłe deski. Wilgoć na ścianach. Przeciekający dach zalewający sufity. Brak bieżącej wody.

Jak byłam mała, tak do 10 roku życia, jeden pokój zajmowali dziadkowie, a w drugim spaliśmy my: ja, trójka rodzeństwa i mama. Tata zazwyczaj spał na łóżku w kuchni, tak pamiętam.

W pokojach mieliśmy piece. Lubiłam siadać obok jednego z nich, opierać się o ciepłe kafle i grzać kości. W kuchni mieliśmy westfalkę, do której cały czas trzeba było podkładać drewno, aby nie wyziębiło się w pomieszczeniu.

Spanie na wersalce z siostrą, pod jedną kołdrą było bardzo niewygodne. Marzyłam o własnym łóżku i kołdrze. Zimowymi wieczorami matka dawała nam termofory z gorącą wodą pod nogi, czasem grzała nam kołdrę przy westfalce. Rankiem zaś, po wyjściu z ciepełka ogarniał mnie przerażający chłód. Nie lubiłam tego momentu. To była trudna chwila – nie lubiłam jej.

Przyzwyczaiłam się do pająków, robaków, choć myszy wzbudzały we mnie odruch wymiotny. Któregoś dnia obudziwszy się, spostrzegłam jedną na firance….a fuuuuuj. Od tamtej pory bałam się spać w tym łóżku.

Wodę wiadrami nosiliśmy ze studni

W dzieciństwie nie mieliśmy bieżącej wody. Wodę do picia, mycia, prania i kąpieli nosiliśmy ze studni.

Na westfalce stał kremowy garnek z przykrywką. Zasada była prosta – bierzesz kwartą z garnka wodę, to tyle samo dolewasz zimnej, aby miała czas się nagrzać. Trzeba było też pilnować, by woda nie zaczęła się gotować. Wówczas należało trochę ująć i dolać zimnej.

Gdy byłam mała, raz na tydzień mama przygotowywała kąpiel. Razem z siostrą siadałam do metalowej balii wypełnionej nagrzaną wodą. Balia stała tuż przy kuchence, by jednocześnie bijące z niej ciepło ogrzewało nasze mokre ciała. Później, gdy byłam starsza, myłam się w misce. Robiliśmy konkursy z rodzeństwem, kto najmniej podczas mycia porozlewa wody. Byłam w tym dobra. Lubiłam też siadać na stołeczku, na przeciwko westfalki. Otwierałam wówczas drzwiczki i mocząc nogi w misce, wpatrywałam się w ogień, czerpiąc przyjemność z bijącego ciepła.

Nie mieliśmy też wc. Za potrzebą chodziliśmy na zewnątrz do wychodka. Zaś nocą, by nie wychodzić prosto spod kołdry w chłód i mrok, siku robiliśmy do wiadra, które stało w sieni.

Czułam się gorsza nosząc ubrania po innych

Nie miałam swoich ubrań, nosiłam bluzki i spodnie po jakiś obcych dzieciach. W miejscowości obok mieliśmy doktora, który oddawał ubrania swojej córki. Zawsze coś wybrałam. Akurat bardzo lubiłam ten moment, gdy przyjeżdżał do nas z worem ubrań. Mierzyłam bluzki jedna za drugą, choć głęboko w sercu marzyłam o nowej, takiej tylko dla mnie.

Pierwszą bluzkę kupiłam, gdy miałam 18 lat. Dostałam od sióstr ciotecznych gotówkę, więc postanowiłam spełnić swoje marzenie. Poszłam do sklepu i nie wiedziałam, którą bluzkę mam wybrać. Wszystkie mi się podobały, a w głowie huczała myśl, że szkoda pieniędzy.

Za każdym razem oddawaliśmy pieniądze matce. Zarobione na zbiorach jagód czy malin, za pomoc w gospodarstwie, od ciotki czy wujka. Wszystko oddawałam matce – wierzyłam, że tak trzeba, że tak muszę, że jesteśmy w tym wszyscy razem i tylko wspólnota i trzymanie się razem może nas uratować.

Matka była krawcową. Miała układ z Panią O. szefową zakładu krawieckiego. Wszystkie ścinki, które zostawały po całym dniu w zakładzie, mama kupowała za grosze. Nosiliśmy więc uszyte w łaty koszule, spodnie z dwoma różnymi kolorami nogawek. Takie połatane, ale czyste – jak to mawiała matka. Ludzie na wsi się dziwili, a w wiejskim sklepiku można było usłyszeć – niby pieniędzy nie ma, a córki ciągle chodzą w nowych ubraniach. Ludzka zazdrość, zawiść? Ale czego tu zazdrościć? Noszenia ubrań po obcych ludziach? Noszenia dziwacznych koszul, bo inaczej się nie dało?

zamieszczam tu artykuł o 12 nawyków które zdradzają, że jesteś z biednej rodziny

W wieku 15 lat uciekłam do szkoły z internatem

Po ósmej klasie, w wieku 15 lat, poszłam do szkoły z internatem. Swoje łóżko, wspólna łazienka na piętrze z bieżącą wodą, ciepło, czysto, przytulnie. Na początku trudno mi było dostosować się do panujących w tym miejscu zasad. Wszystko na godziny – pobudka, śniadanie, wyjście do szkoły, obiad, nauka własna, kolacja, czas wolny i cisza nocna. Dzień w dzień. To mi odpowiadało – taka przewidywalność, a nie to, co w domu, pod jednym dachem z alkoholikiem.

W końcu miałam swoje łóżko i ciszę przed zaśnięciem

Nikt nie darł gęby, nie było lęków przed zaśnięciem – cisza i spokój, jak mi tego brakowało. Nie bałam się, że zaraz pijany ojciec wparuje do domu i zacznie się piekło. Mimo to miałam wyrzuty sumienia, że trójka rodzeństwa została w domu, że ich nie chronię, że ich zostawiłam.

Wydawało mi się, że najpierw inni, potem ja.

Czułam złość, że urodziłam się w biednej rodzinie

Często miałam poczucie niesprawiedliwości. Odnosiłam wrażenie, że wystartowałam w życie z punktu, z którego nie da się już wyjść. Bieda, przemocowy dom, moczenie łóżka w wieku 10 lat, nerwica, kołtun na głowie. Miałam w sobie złość do świata, że inne dzieci mają fajniejsze domy. Zadawałam pytanie, dlaczego??? Dlaczego akurat ja musiałam urodzić się w takim, a nie innym miejscu i doświadczać tych wszystkich straszności.

Do szkoły daleko, ciężka praca w domu (wykopki, żniwa, szykowanie drewna na zimę, odśnieżanie podwórka, opieka nad młodszym rodzeństwem, nie wspomnę o sprzątaniu, gotowaniu, zakupach czy dbaniem o ogród warzywny). Przy tym brak dzieci do wspólnej zabawy i ojciec zalany wódą, którego czasem można było spotkać śpiącego w rowie oraz matka ciągle krzycząca, chodząca ze złowrogą miną krytykująca ojca.

Do zabawy miałam parę drewnianych klocków i jednego czerwonego misia

Nie mieliśmy zabawek. Z dzieciństwa pamiętam kilka drewnianych klocków. Bardzo lubiłam przewracać stołek i udawałam, że to piętrowy dom. Ustawiałam na stołku klocki, udając, że to meble. Często z gałęzi czy traw robiliśmy instrumenty. Stawałam przed zmyślonym mikrofonem i grając na drewnianym patyku jako wyobrażonej gitarze, śpiewałam wymyślone piosenki.

Razem z siostrą lubiłam bawić się w dom. Na liściach babki lancetowatej sypałyśmy piasek, udając, że to zupa, zaś szyszki, patyki i inne cuda znalezione na ziemi były naszymi ekskluzywnymi potrawami.

Sporo czasu przebywałyśmy w lesie, budując szałasy, łażąc po drzewach, słuchając śpiewu ptaków, oglądając robaki i żaby, jedząc maliny prosto z krzaka. Ucieczka w las była dla mnie chwilą oddechu. Natura koiła ciało i emocje. Lubiłam ten stan i do dziś, gdy mam trudniejsze momenty, idę do lasu. Kocham drzewa! Mam przekonanie, że gdyby nie tak bliski kontakt z przyrodą, nie tak głębokie zanurzenie w naturze – sfiksowałabym lub popadła w chorobę psychiczną.

Obserwowałam mrówki, przytulałam się do drzew

Może Ci się wydawać to dziwne – w chorobę psychiczną? Chyba lekko przesadzasz – otóż nie. Ten ,kto jako maluch pod jednym dachem żył z czynnie uzależnionym rodzicem, w ostatniej fazie alkoholizmu, mając przy tym, biedę, głód i przemoc psychiczną, wie doskonale jakie to robi spustoszenie w maleńkim organizmie.

Potem nie było lepiej – mało powściągliwy wujas, który wyciągał łapy by, chwycić za cycka. Samobójcza śmierć ojca, którego znalazłam wiszącego w szopie. Dysfunkncyjne związki o pierwszym z nich możesz przeczytać tutaj, zaś o drugim mega destrukcyjnym, możesz przeczytać tutaj.

Czy można zbudować fajne życie, wychodząc z biednej i dysfunkcyjnej rodziny?

Czy żyjąc i wychowując się w dysfunkcyjnym domu, gdzie cztery ściany przepełnione są przemocą psychiczną, gdzie nie ma zasad, a schematy, na których budowana jest rzeczywistość, nie mają nic wspólnego ze wzrostem a jedynie z ograniczeniem – CZY MOŻNA wejść w dorosłość i budować fajne relacje i radosne życie?

Otóż odpowiem Ci, że można!!! Fakt, że wywodzisz się z takiego domu, nie przekreśla Twoich szans na inspirujące, budujące i fascynujące życie. Czy będzie łatwo? Nie sądzę. A czy będzie lepiej? Zdecydowanie TAK.

Mimo biedy ukończyłam studia dzienne, zdobywając tytuł mgr inż.

Studiowałam. Tak! Mimo biedy poszłam na studia dzienne. Mieszkałam w akademiku i by móc się utrzymać pracowałam jako kelnerka w akademickich lokalach, zmywałam gary, pracowałam na kasie w dużym supermarkecie, byłam hostessą promującą różne produkty od salcesonu po gry dla dzieci, roznosiłam ulotki, sprzątałam mieszkania.

Miałam wklepane do głowy, że studia i dyplom otworzą mi drzwi do lepszego świata. Skończyłam liceum ekonomiczne i dostałam się na kierunek towaroznawstwo. Zmierzyłam się z takimi “kobyłami” jak biochemia, mikrobiologia, fizyka (czyli te przedmioty, których nie miałam w szkole średniej). To był obłęd. Nauka od podstaw, do tego praca, mocno dały mi w kość.

Klątwa zimna towarzyszyła mi długi czas

Po ukończeniu studiów mieszkałam na stancjach. Na pierwszej z nich od razu zderzyłam się z zimnem. Właścicielka ogrzewała dom gazem i chcąc oszczędzać, przykręcała kurki. Nie miałam wówczas odwagi, więc ubierałam się grubo i piłam dużo ciepłych płynów. Jedna z moich prac również miała podobne warunki. Przykręcony termometr i siedzenie w zimowe dni w rękawiczkach i paru swetrach w biurze. Syndrom zimna przewijał się u mnie kilkukrotnie. Kiedyś nawet jak szukałam pracy, to pierwsze moje pytanie brzmiało – a czy jest tu ciepło? Rozumiesz? Jako dzieciak doświadczyłam dużo zimna i jako dorosła osoba znów powielałam stary schemat – wchodzę tam, gdzie jest zimno. Gdy dostrzegłam ten zlepek przekonań, czar prysł – moje życie w tym zakresie się odmieniło.

Miałam ograniczające przekonania na temat pieniędzy – biedny to uczciwy, bogaty to złodziej i krętacz

W obszarze pieniędzy i pracy również czekało mnie sporo pracy.  Początki były trudne. Zarabiałam mało i ledwo mi starczyło od pierwszego do pierwszego. Miałam przekonanie, że aby zarobić kasę, muszę się „narobić”. Muszę się utyrać, zmęczyć i wtedy zasługuję na nagrodę. Pracuję z tym przekonaniem do dnia dzisiejszego.

Bywały takie dni, że w sklepie miałam dylemat co kupić – zawsze patrzyłam na cenę i wybierałam tańszy produkt spożywczy. Nie pozwalałam sobie na przyjemności np. zakup owoców,  tłumacząc, że bez tego przeżyję, a szkoda wydawać kasę na takie zachcianki. Odmawiałam sobie wielu rzeczy, trzymałam kasą w obawie, że może mi zabraknąć.

To był długi proces, zanim zrozumiałam, że pieniądz to energia. Zobaczyłam jak moja postawa i moje przekonania do pieniędzy blokują przepływ. Uświadomiłam sobie, że moje poczynania z góry skazane są na porażkę. Zaczęłam intensywnie oglądać filmiki na YT o relacji z pieniędzmi, o przekonaniach, które trzymają w miejscu i nie pozwalają wypłynąć na szersze wody. Efektem tych działań był przypływ większej ilości gotówki. Obiecałam sobie, że raz w miesiącu będę robiła sobie przyjemności np. wyjście do kina lub zakup fajnej bluzki. Pielęgnuję to do dziś. Pieniądz to temat rzeka więc może o nim napiszę w kolejnym artykule.

To nie wstyd, że pochodzisz z biednej rodziny

Chcę Ci tylko pokazać, że wyjście z biednego i dysfunkcyjnego domu, może na początku być przeszkodą, ale jeśli do tematu podejdziesz z uwagą, świadomością i własną pracą – możesz wyjść z błędnego koła i zajść w ciekawe miejsca.

Obecnie mam 42 lata, mam własne mieszkanie (na kredyt, ale mam). Mieszkam z partnerem i w planach mamy budowę domu. Kumasz to? Ja dziewczyna z taką przeszłością … krok po kroku, pracując nad zmianami, jestem teraz w takim miejscu, że być może moje marzenie o domu na wsi się spełni. Kiedyś myślałam, że nie będzie mnie stać na własne mieszkanie. Potem, że tym bardziej nie będzie mnie stać na dom. Ograniczenia są tylko w głowie – pamiętaj o tym.

Jednak to nie koniec zmian. Planuję zrezygnować z pracy na etacie i założyć własny biznes. Mam na to rok. Jak myślisz, co się dzieje w mojej głowie? Pomysł na początku mnie rozpalił. Czuję, że kwitnę, idę za tym, mam mnóstwo energii. Jestem podekscytowana. Całym ciałem czuję, że to dobry kierunek.

Po paru dniach dopadają mnie ogromne lęki pt. masz stałą bezpieczną pracę, to po cholerę to zmieniasz; zobaczysz, że jeszcze będziesz żałowała; na co Ci to, w tym wieku?; ale ZUS jest taki drogi; przecież nie masz doświadczenia; może faktycznie zostawić to w cholerę; teraz to zamykasz drzwi od pracy i masz wolne, a tak to ciągle będziesz pracować …  i na koniec najlepsza bomba – nikt mnie nie nauczył, jak prowadzić biznes więc czemu miałoby mi się udać.

Teraz!!! Jest czas na zmiany

A ja w tym miejscu pytam a czemu NIE? Czemu miałoby Ci się nie udać Justyna? Sama już wielokrotnie doświadczyłam, że praca i przeprogramowywanie swoich przekonań przynoszą wymierne efekty. Jeśli teraz nie spróbuję, to mogę potem żałować. Do pracy na etat w każdej chwili mogę wrócić. Mam odłożoną gotówkę, więc parę miesięcy bez przychodu przeżyję. Jeśli energia porywa Cię do robienia czegoś innego, to dlaczego to wypierasz? Dlaczego udajesz, że jest inaczej?

Jak zmieniłam podejście i zaczęłam odnosić sukcesy

Tak więc sam widzisz – to, że jestem z takiego, a nie innego domu, nie definiuje mnie, jaka jestem teraz. Również to, z jakiego domu Ty pochodzisz, wcale nie definiuje Cię, kim jesteś. Oczywiście środowisko i wychowanie mają wpływ, ale teraz jako dorosła osoba, możesz coś z tym zrobić.

Więc robię – zmieniam to, co mogę zmienić, godzę się z tym, na co nie mam wpływu, a resztę powierzam Sile Wyższej, jakkolwiek ją pojmuję.

Poprosiłam o pomoc

Mam za sobą terapię DDA, czyli terapię dla Dorosłych Dzieci Alkoholików, która otworzyła mi oczy, w jakim domu żyłam. Długi czas miałam przekonanie, że to ojciec jest tym złym, natomiast terapia pokazała mi szerszą perspektywę. Zobaczyłam również, ilu krzywd ja doświadczyłam. To był przełomowy czas.

Mam też za sobą terapię dla osób współuzależnionych. Zetknęłam się z kolejnymi ograniczającymi przekonaniami: lękiem przed odrzuceniem, lękiem przed oceną i krytyką, niskim poczuciem własnej wartości i poczuciem gorszości. Chyba wtedy pierwszy raz, tak głęboko, zajrzałam w swoje serce i zapytałam czego pragnę.

Uczęszczam na grupy wsparcia, gdzie spotykam ludzi takich jak ja 🙂

więcej o wsparciu przeczytasz co to jest mityng

Obecnie jestem na terapii indywidualnej i pracuję m.in. z traumą po stracie ojca. To ogromny kawał, gdyż wiele lat nosiłam poczucie winy za jego samobójczą śmierć. Dziś uwalniam zamrożone emocje.

Uczęszczałam na wiele medytacji, kursów samoświadomości, mantry, ustawienia systemowe, medycyna naturalna, masaże, tańce intuicyjne, coachingi, książki, filmy na YT i wiele innych.

Chwytałam się wszystkiego, co mogło i co może mi pomóc.

Tak wygląda dziś życie dziewczyny, która wyszła z biednej rodziny

– mam ciepło w mieszkaniu, jedzenie w lodówce a w sklepie kupuję rzeczy, na które mam chęć,
– mam łazienkę i ciepłą wodę dostępną od zaraz,
– gdy zasypiam, jest cicho, nie boję się, że zaraz ktoś wpadnie i zrobi awanturę,
– mam pracę, zarabiam. Starczy mi na jedzenie, opłaty, przyjemności i jeszcze oszczędzam,
– w planach mam zmianę pracy z etatu na swój własny biznes, wiem, że będę się mierzyć z ogromną ilością lęku, strachu i starych przekonań, ale czuję całą sobą, że to właściwy kierunek. UFAJ!!!
– razem z partnerem będziemy budować dom na wsi, oczywiście w głowie pojawiają się myśli, że nie dokończymy tego domu, że to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Widzę te myśli. Wiem, że to tylko myśli a cierpienie powoduje identyfikacja z którąś z nich.
– mam dużo znajomych i serdeczne koleżanki (chyba wszechświat rekompensuje mi samotne zabawy z dzieciństwa),
– i co najważniejsze, jestem w relacji z mężczyzną, od którego nie uciekłam. Codziennie stawiam czoła swoim demonom i przekonaniom z dzieciństwa, że miłość boli; na mężczyźnie nie można polegać; facet to zło; umiesz liczyć, licz na siebie; mężczyzna zadaje ból kobiecie, więc kobieta musi się bronić itd.

Poszukaj prawdy o sobie – to, co myślisz to iluzja

Już na koniec, pragnę Ci powiedzieć, że gdziekolwiek teraz jesteś i cokolwiek źle myślisz na swój temat wiedz, że to nie do końca jest prawdą. To, co podpowiada Ci Twój umysł, jest tylko zlepkiem opowieści Twoich rodziców, dziadków i pradziadków. Nie do końca to prawda o Tobie. Prawda o Tobie mieszka w „sercu”, w środku jestestwa, w ciszy. Bądź odważny – zajrzyj tam. Zapytaj siebie, czego pragniesz, co potrzebujesz i poproś wszechświat o wsparcie.

Trzymam kciuki za Twoje plany, czy to biznesowe, czy relacyjne. Możesz to zrobić, tylko najpierw zobacz, że Twoje trudne dzieciństwo, Twoje traumy i dramaty mogą Ci pomóc wzrosnąć i zmienić tor swego losu.

Zapraszam Cię do obejrzenia krótkiego filmu na temat ról kobiet wywodzących się z dysfunkcyjnego domu (w przypadku DDA z domu alkoholowego).

Moje ostatnie odkrycie – Marianna Gierszewska, która z poziomu ustawień systemowych w punkt opowiada o dysfunkcjach w domu.

Skomentuj, zostaw komentarz – czy również miałaś podobnie? Czy miałaś wrażenie, że wychodząc z biednego domu, już startujesz z gorszej pozycji? Jak jest teraz u Ciebie?

Czekam na Twój wpis 🙂 Aho, Justika

Udostępnij dalej, może w ten sposób komuś pomożesz

2 komentarze

  • Piotr

    Szacuneczek! Nigdy nie miałem uzależnienia alkoholowego, ale też mam swój bagaż problemów, z którym się borykam. Cieszę się, że Ci się udało. Przytulasa nie przesyłam, bo dostanę od żony w łeb! 😉

    • Justika

      Cześć Piotr! Dzięki za komentarz. Piszesz, że masz swój bagaż z którym się borykasz – mam nadzieję, że przyjdzie czas, że będziesz mógł uśmiechnąć się do tych zdarzeń i im podziękować. Wdzięcznośc mocno otwiera serca i potrafi dziąlac cuda – nawet w tych najmroczniejszych chwilach warto szukać iskierki światła 🙂 Trzymam kciuki za owocne rozwiązanie spraw i dzieki, że jesteś 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *