Okiem Babki

Bolesna lekcja miłości – błędy, które kosztowały mnie zdrowie psychiczne

Pragnę podzielić się z Tobą cząstką swego życia, bolesną lekcją, która uformowała moje dalsze losy i sprawiła, że odkryłam miłość do samej siebie.

Na dłuższą metę to nie mogło skończyć się inaczej niż rozstaniem. Związek z Panem G., mimo ogromu bólu, nauczył mnie, że jestem ważna, że warto walczyć o siebie i każdy ma swoją prawdę.

Po rozstaniu z Jarem od razu weszłam w kolejny związek (dziś widzę, że to było zdecydowanie za szybko).

więcej przeczytasz o pierwszym związku z upokorzeniem w tle

Będąc w rozpaczy, smutku przeplatającej się ze złością, poznałam Grega. On po rozwodzie, ja po rozstaniu – mieliśmy wspólne tematy. On przy butelce piwa, rozżalonym głosem opowiadał, jaka to jego ex małżonka była okropna, a mi ulewało się, że związek z Jarem trwał za długo i w ogóle bez sensu, że byliśmy razem.

Podstawą spotkań z Gregiem był wspólny ból spowodowany rozstaniem. Oboje przeżywaliśmy swoje związki, a to nas destrukcyjnie zbliżało do siebie.

Niepostrzeżenie, na fali żałobnej nuty, weszliśmy w relację. Postanowiliśmy poszukać lokum, znaleźliśmy stancję i zamieszkaliśmy razem.

Sygnały ostrzegawcze, które zamiatałam pod dywan

Każdy z nas ma swój wewnętrzny nawigator, intuicję, głos serca. Dlatego, bez względu skąd pochodzi, gdzie idzie i co zamierza – ma ten wewnętrzny głos, który mówi. Ten głos mówił też do mnie. Dobijały się impulsy i tknięcia, że ten związek równa się problemy. Zbagatelizowałam je i wytłumaczyłam sobie, że to się zmieni. W głowie snułam wyobrażenia, że nasza miłość będzie w stanie zdzierżyć wszystko, a ja, wybawicielka, uratuję ukochanego od traum, które nosi w sobie – uratuję go, uratuję nas, bo nasza miłość jest w stanie dużo przezwyciężyć.

Serio! Wierzyłam szczerze i całą sobą, że mam wpływ na to, co będzie robił mój partner. Krótko mówiąc, miałam głębokie przekonanie, że jeśli go kocham i będziemy rozmawiać, to moja miłość go uleczy. W tym przekonaniu trwałam, trwałam i więdłam, trwałam i umierałam za życia.

Wszędzie piwo – nie umiałam stanowczo powiedzieć NIE

Greg lubił piwo, dużo piwa. Od poniedziałku do poniedziałku, dzień w dzień. Nawiasem mówiąc, na początku nie zwracałam na to uwagi, lecz z czasem zaczęło mi to przeszkadzać. Bywało i tak, że piliśmy razem, tylko wtedy miałam poczucie, że jesteśmy jednym, że jesteśmy blisko siebie.

Jako dorosłe dziecko alkoholika szukałam miłości i zrozumienia. Naiwnie wierzyłam, że tylko drugi człowiek może zaspokoić mój głód miłości, zrozumienia, bliskości, że tylko druga osoba może dać mi spokój ducha i radość z istnienia.

Gdzie się nie pojawialiśmy, Greg miał w plecaku piwo, a jak nie miał, to robił wszystko, by ów stan zmienić. Wyprawa pod namioty, żeglowanie, grzybobranie, mecz siatkówki, ryby, spacer w lesie – każdej z tych czynności towarzyszył alkohol. Miałam wrażenie, że on bez piwa nic nie umie zrobić.

Najgorsze były weekendy. Od rana słyszałam dźwięk otwieranej puszki. Puszka za puszką, pet za petem, by wieczorem w upodleniu i obłędem w oczach zacząć swoją pijacką rozróbę. Był głośny, potrafił krzyczeć, wymachiwał rękoma. Budziła się w nim agresja, a we mnie silna potrzeba, by ową agresję zamieść pod dywan. Okiełznać, otulić, wyprosić. Więc prosiłam, błagałam, płakałam i rozkładałam ręce, bo nic nie przynosiło efektów…a przecież wierzyłam, że jak mnie kocha, to się zmieni. On jednak się nie zmieniał … to znaczy, że już mnie nie kocha?

Miłość do mnie – tłumaczenie chorobliwej zazdrości

Jednym z niepokojących sygnałów, które dziś dostrzegam, a wtedy totalnie olewałam, była chorobliwa zazdrość, tak zwany zespół Otella. Jak się przejawiał w naszym związku?

Często słyszałam, że na pewno mam kochanka i się z kimś spotykam. Gdy rozmawiałam przez telefon, zaraz dopytywał mnie, z kim rozmawiam. Jak wracałam ze spotkania z koleżanką, snuł teorie, że na pewno byłam na spotkaniu z jakimś facetem. Momentami aż wręcz wymuszał, bym przyznała się, że mam jakiegoś chłopa na boku.

Gdy inni mężczyźni uśmiechali się do mnie, Greg wpadał w furię. Potrafił podejść do mojego znajomego i uderzyć go w twarz. Baaa uderzył i dodatkowo umiał znaleźć wytłumaczenie swego idiotycznego czynu “bo on się na Ciebie tak patrzył”. Pytam się jak?? Jak się patrzył???? I usłyszałam w odpowiedzi – tak jakbyś mu się podobała. Bam! Ręce opadają.

Przeszukiwał moją szufladę z bielizną – po co? W poszukiwaniu oznak zdrady. Zapytasz w szufladzie? Taaak – wyciągał z niej moje majtki i machając nimi przed oczami, pytał – co to jest, co to jest!!!! Nowa bielizna? Po co je kupiłaś? Haaa, ja już wszystko wiem, na pewno się z kimś spotykasz!!!

Sami widzicie, że to obłęd i długo nie da rady tak żyć. Wiecie, co zrobiłam??? Nie, nie odeszłam od niego – ograniczyłam kontakt z ludźmi. Przestałam chodzić na spotkania z koleżankami, aby tylko Greg był zadowolony. Unikałam kontaktu wzrokowego z facetami, aby tylko Greg się nie wkurzył. Robiłam wszystko, aby tylko Grega nie denerwować. Uważałam, że mam na to wpływ, na to, jak się on czuje. Tak samo, jak byłam mała, myślałam, że będąc grzeczną córeczką, tatuś przestanie chlać wódę. Myliłam miłość z uległością i podporządkowaniem się.

Bałam się go, mimo to miałam nadzieję, że się zmieni

Pijackie wybryki stawały się coraz częstsze i nabierały na sile. Greg chodził z nożem w plecaku. Lubił się nim chwalić. Wyglądało to, jakby oznajmiał światu, że to on jest królem i nikt mu nie będzie mówić, co ma robić. Pewnego razu napadł na przechodnia, bo ten krzywo się spojrzał. Ze złowieszczym spojrzeniem, mamrotając coś pod nosem, wyjął ten nóż i zaczął nim machać. Oczywiście był pijany.

Ta sytuacja obudziła we mnie ogromny lęk. Świat stanął w miejscu, a mnie zamroziło. Byłam świadkiem wydarzenia, które w każdej chwili mogło się tragicznie skończyć.

Od tamtej pory moim stałym gościem w towarzystwie Grega stał się lęk. Lęk przed tym, że Greg, pod wpływem alkoholu kogoś zabije.

Przypomniała mi się wówczas sytuacja z dzieciństwa, gdy do naszego domu wparował facet z pistoletem w dłoni. Szukał ojca, bo niby widział, jak ten nielegalnie łowi ryby w jego jeziorze. Wszyscy wybiegliśmy na podwórko. Moim oczom zarysował się widok jak typ macha bronią w kierunku ojca i coś krzyczy, a matka drze się do mnie – Justyna spuść psa!!! Spuść psa!!!! Spuść psaaaaa!!!!! Podbiegłam do budy, spuściłam Maxa, a gościu uciekł za bramkę. Jako mała dziewczynka cholernie wystraszyłam się, że kogoś zabije. Że zabije ojca, matkę, a ja tam stałam – stałam, patrzyłam i zamrożona nie mogłam nic zrobić. Potem okazało się, że machał straszakiem. Dostał 10-letni zakaz zbliżania się do mnie i mojego rodzeństwa.

Usprawiedliwiałam przemoc, pogrążając się w poczuciu winy

Nie ma nic gorszego niż powolne i długotrwałe podkopywanie poczucia wartości. Tak właśnie działo się podczas dwuletniego związku z Gregiem. Zachwyt i zauroczenie minęło, nastała szara, ciężka i trudna dla mnie rzeczywistość.

Myślałam i wierzyłam, że bez niego nie dam sobie rady. Często słyszałam też, że pracę, którą mam zawdzięczam mu, że to on był na rozmowie z Panią Dyrektor i wstawił się za mną (jak się później okazało było nieprawdą).

Przemoc w białych rękawiczkach to taka przemoc, że stoisz na środku pokoju, wiesz, że przed chwilą coś się wydarzyło, ale totalnie nie umiesz tego nazwać. Co gorsze – otwierasz szeroko oczy ze zdumienia, rozdziawiasz gębę i na swoje wewnętrzne pytanie – co tu się do jasnej cholery wyprawia, odpowiadasz – chyba zwariowałam.

To jest o tyle groźne, że skoro wewnętrznie i całą sobą wiesz, że właśnie ktoś w tej chwili przekroczył Twoje granice, a Ty nie umiesz wytłumaczyć i nazwać co się stało, to możesz dojść do wniosku, że chyba z Tobą jest coś nie tak. Tak właśnie zaczęłam o sobie myśleć.

Potem usłyszałam od Grega, że powinnam się leczyć, bo mi odbija. Zaczęłam wątpić w siebie. Jak inaczej wyjaśnić fakt, że brak mi słów, by opisać, co się dzieje? Musiałam zwariować, nie ma innego wytłumaczenia!!!

Dość!!! Coś pękło – postanowiłam poszukać pomocy

Kochana – w tym miejscy piszę do Ciebie ważne słowa!!!! Skoro czujesz, że coś jest nie tak, to jest nie tak. Jeśli Twoje ciało mówi, że ktoś przekracza Twoje granice, to tak jest. Jeśli czujesz upokorzenie, złość, niechęć, odrazę, pogardę, strach, lęk, ból – to tak właśnie czujesz i tak jest. To Twoje odczucia i wszystko z Tobą ok. Ufaj sobie. Nie daj się zepchnąć na margines. Słuchaj siebie, swojego serca, przeczuć, ciała. Cały Wszechświat mówi do Ciebie, cały Wszechświat Cię wspiera i chce, byś kwitła. Kwitniesz???? Czy może więdniesz?

Nie usprawiedliwiaj partnera, jak ja to robiłam. Postaw granicę – jasno, konsekwentnie i wyraźnie. Mów otwarcie. Mów szczerze, a jeśli spotkasz się z murem i lawiną komentarzy w stylu: “chyba Ci się coś pomieszało”, “nie histeryzuj”, “lepiej popatrz na siebie, nic się nie różnisz od swojej matki”, “jesteś psychiczna”, “beze mnie zdechniesz”, “jesteś nikim”, “wydaje ci się, że kim jesteś” – wiedz, że to tylko jego spojrzenie, a nie prawda objawiona i ostateczna rzeczywistość. To, co można zrobić w takim momencie, to odpowiedzieć “mam inne zdanie na ten temat”, odwrócić się na pięcie i głęboko w sercu zastanowić się nad relacją z człowiekiem, który nie dba o Ciebie i przy każdej okazji udowadnia, jak jesteś tępa, brzydka, głupia i nic niewarta.

Doszłam do ściany – to musiało się tak skończyć

Tak właśnie było. Spotykałam się z różnymi określeniami na swój temat. Ubliżał mi, wyzywał, aż pewnego razu, gdy byłam w domu rodzinnym, zagroził, że się zabije … i wyłączył telefon.

Powiedział te słowa i wyłączył telefon!!! Kumacie, jaka to przemoc????? I to jeszcze słowa wypowiedziane do mnie! Do osoby, która w wieku 18 lat straciła ojca – ojca, którego znalazła powieszonego w szopie. Ojca, który jako alkoholik nie dźwignął życia i popełnił samobójstwo.

I te słowa zostały wymierzone we mnie. Możesz sobie tylko wyobrazić, co poczułam. Moje serce pękło. Już wiedziałam, że coś się zmieni, nie wiedziałam co, nie wiedziałam jak, ale złość, która została wywołana do tablicy, zacisnęła moje zęby i doprowadziła na terapię dla osób współuzależnionych.

więcej przeczytasz o współuzależnieniu i jak rozmawiać z alkoholikiem, by nie pił

Wyobraź sobie, że jak zadzwoniłam na terapię, to najpierw chciałam zapisać Grega (hahahaha śmiech z samej siebie). Chciałam zapisać partnera na terapię dla osób uzależnionych, a w słuchawce usłyszałam, że to ja mam przyjść na terapię dla osób współuzależnionych. Tadam – odkrycie roku. Medal dla Pani Joli.

Trochę się boczyłam, pokręciłam nosem, ale stwierdziłam- w sumie, czemu nie. Może nauczą mnie jak zachowywać się, by nie drażnić Grega. Może mu pomogę – pojawiła się w głowie myśl.

Ląduję na terapi, choć tego nie planowałam

Na terapię dla osób współuzależnionych trafiłam w październiku. Spotkania grupowe, raz w tygodniu po 3 godziny. Na grupie były same kobiety – matki, żony, partnerki uwikłane w relacje z osobami czynnie pijącymi. Siedziałyśmy, rozmawiałyśmy, a mi coraz bardziej opadała szczęka. Docierało do mnie, że jestem w dysfunkcyjnym związku i jeśli nic się nie zmieni, to owa relacja nie ma żadnych szans na przetrwanie.

Greg nie chciał się leczyć. Twierdził, że nie ma żadnego problemu. Problem masz ty – często słyszałam.

Z każdym tygodniem docierało do mnie, że tak dalej być nie może, że trzeba coś zmienić. Zaczęłam więc, na ile umiałam, stawiać granice i głośno mówić co mi się nie podoba. Jak myślisz? Z jakim efektem to się spotykało? Oczywiście, że nieprzychylnym. Greg był wściekły, krzyczał, że na terapii robią mi wodę z mózgu, że mi mózg piorą, że jestem podatna i się daję im manipulować. Że jak nie chodziłam na terapię, to było dobrze, a teraz ciągle się kłócimy (no ba – kłócimy się, bo nie jest po jego myśli). Dziś widzę jak ważne, że w tym ustałam, że nie wymiękłam, nie odpuściłam.

Cały czas przyzwalałam na to, by traktował mnie jak śmiecia. Chowałam głowę, tłumaczyłam, usprawiedliwiałam, płakałam, prosiłam, nie wymagałam. Wówczas wszystko było ok, Jak tylko zaczęłam stawiać granice, spotkało się to z ogromną agresją. Jak śmiesz mi tu stawiać granice!!! Do tej pory było dobrze, a teraz co? W głowie Ci się poprzewracało.???? Patrzyłam na to wszystko i nie dowierzałam, jaka agresja może mieszkać w człowieku. Gdzie jest ten Greg, którego poznałam, ten uśmiechnięty i dowcipny?

Gdyby nie wsparcie grupy, chyba bym zwątpiła. Grupa dawała mi siłę, by stanąć za sobą, by patrzeć na siebie, na to, co ja potrzebuję, a nie mój facet.

Zaczęłam się bać tego co będzie

Greg z dnia na dzień stawał się bardziej agresywny. Przestaliśmy spać w jednym łóżku. Zaczęłam się go bać. Krzywo się na mnie patrzył – z takim złowrogim spojrzeniem. Bałam się, że zrobi mi krzywdę, ale nie miałam jeszcze odwagi odejść.

Na rozum wiedziałam, że ten związek nie ma już szans, mimo tego brakowało mi samozaparcia i odwagi na zdecydowany ruch ku rozstaniu.

Spałam coraz gorzej. Bolała mnie głowa i żołądek. Ciało dawało znak, że stres, w którym jestem, bardzo mi szkodzi. Z nikim się nie spotykałam, nikomu nie opowiadałam co się u mnie dzieje. W pracy i na zewnątrz zakładałam maskę, aby tylko ludzie się nie dowiedzieli, że nie ogarniam życia. Czułam się samotna. Czułam się przegrana. Leżałam na łóżku, płakałam. Uświadomiłam sobie, że zrezygnowałam ze swoich pragnień, by ratować Grega, a tak naprawdę, sama siebie zapędziłam w kozi róg. Źle o sobie mówiłam, ubliżałam sobie, winiłam się za te wszystkie rzeczy, które mnie spotkały.

Scena jak z filmu Hitchcocka

Pewnego wieczoru, tuż przed spaniem Greg wziął plastikową miskę, duży stołowy nóż i udał się do łóżka. Na moje pytanie, co robi, odparł – czy przyjdziesz na mój pogrzeb? – odrzekłam, że ja nie, ale Twoja córka na pewno. Po czym odwróciłam się i uciekłam do swojego pokoju. Serce mi waliło. Tej nocy źle spałam. Rankiem, pierwsze co zrobiłam po obudzeniu, stanęłam przed drzwiami sypialni. Położyłam rękę na klamce i pomału zaczęłam otwierać drzwi.

Przypomniała mi się sytuacja z moim ojcem, gdy po powrocie do domu zastałam z siostrą w drzwiach list pożegnalny: “Jest godz. 21.00. Jestem w szopie. Uważajcie na matkę”. Otwierając drzwi do szopy, pod nosem mruczałam tylko nie to, tylko nie to, tylko nie to. A gdy podniosłam do góry głowę, jednak okazało się, że to to. Wydobyłam z gardła przeraźliwy krzyk. Traumę z tamtego dnia noszę w sobie do dziś.

Wracając do Grega. Stoję przed drzwiami sypialni. Serce wali jak szalone, a w głowie powtarzam znane mi słowa “tylko nie to, tylko nie to”. Otwieram drzwi, patrzę …. a Greg śpi. Miska na podłodze, nóż na stoliku, a w łóżku śpi on. Śpi, jakby się qrwa nic nie stało.

Punkt zwrotny naszej relacji

To był punkt zwrotny. Zakończyły się wszystkie wątpliwości. Był środek lutego. 3 miesiące w terapii.

Parę dni później pod nieobecność Grega, spakowałam swoje rzeczy i jednym kursem taxi przeprowadziłam się do koleżanki. To był koniec związku. Nie wróciłam do niego, mimo że mnie prosił, błagał, straszył, prześladował, nękał, groził, nachodził.

Wytrwałam w swoim. Ustałam za sobą. Wsparłam się siłą grupy i stwierdziłam, że nie pozwolę się dalej gnębić, niszczyć i katować. Dość tego!!!! Nie pozwolę na to!!!! Odeszłam!!!! To była jedna z lepszych decyzji mojego życia.

Ps. nie myśl, że było łatwo. Pracowaliśmy w tej samej firmie. Greg był w komórce nade mną. Nękał mnie tez w pracy. Mieliśmy kontrole, pisał nieprzychylne opinie. Wytrwałam! Dziś za niego się modlę!

Co bym powiedziała osobom będącym w toksycznych relacjach?

Po pierwsze – ufaj sobie. Jeśli czujesz, że dzieje się coś złego to tak własnie jest. Ciało nie kłamie. Intuicja podpowiada, ale nie wszyscy mają odwagę przyjąć ją do swojej przestrzeni i pójśc za jej głosem.

Nie izoluj się. Rozmawiaj o tym, co się dzieje. Gdy jesteś sama łatwiej się zakłamać i usprawiedliwić partnera.

Nazywaj rzeczy po imieniu. Jak Cię facet uderzy w twarz, to mów “uderzył mnie w twarz”, a nie, zdenerwowałam go i się wściekł. Nie umniejszaj, nie wypaczaj – tylko prawda Cię wyzwoli.

Kolejna sprawa to zadałabym Ci pytanie – czemu z nim jesteś? Co on Ci daje? Co masz, będąc z nim? Czego potrzebujesz, że tak usilnie się go trzymasz? I w odpowiedziach bądź szczera. Piszę w liczbie żeńskiej, ale to samo tyczy się mężczyzn, którzy latami są w związku z toksycznymi kobietami.

Im szybciej przyjmiesz prawdę, tym mniej będziesz cierpieć.

Jeśli nie jesteś gotowa, to też ok… poszukaj grupy wsparcia.

Idź na terapię. Skoro jesteś z toksykiem, jakaś część Ciebie go przyciągnęła. Co Cię ma to nauczyć? W jakim celu Ci się to przytrafia? Co masz przepracować? To dobry materiał, by pod okiem specjalisty przyjrzeć się różnym schematom, przekonaniom.

To, że jesteś z toksykiem, nie oznacza, że jesteś zła. Oznacza to, że jakiś obszar Ciebie potrzebuje, by się nim zaopiekować. Zerknąć tam, gdzie być może nigdy nie patrzyłaś. Pobyć w tym. Zobaczyć, zaakceptować a owa trudna relacja wymusza na Tobie właśnie ruch ku temu.

Nie masz wpływu na innych ludzi – masz wpływ tylko na siebie, na to, jak patrzysz na świat i jak go interpretujesz.

Prawda Cię wyzwoli

Prawda płynąca z głębi Twego serca. Ty ją doskonale słyszysz, ale boisz się spojrzeć jej w oczy.

Trzymam kciuki za Twoją drogę w prawdzie, tak blisko siebie, mimo wszystko.

Dziś z perspektywy czasu widzę, jak ważne jest ,by nie zamykać się w swoim bólu, w swoim świecie. By znaleźć odwagę i poprosić o pomoc. Szczerze porozmawiać z kimkolwiek, koleżanką, znajomym, z osobą z telefonu zaufania. Gdy usłyszysz głos prawdy, on Cię wyzwoli i nada kierunek. Trzymam za Ciebie kciuki, gdziekolwiek jesteś. Znam Twój ból, ból, który minie.

Udostępnij dalej, może w ten sposób komuś pomożesz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *