Co tu się do jasnej cholery wydarzyło? Czyli nagły atak negatywnych myśli.
Przychodzą takie dni, takie chwile, gdy życie jest bez sensu. Gdzie jedynym wyjściem z sytuacji byłaby śmierć. Nadziei znikąd, otumaniające poczucie beznadziei, przygniatające do ziemi emocje, płacz, lament i totalna nicość.
Znasz taki stan?
Mnie odwiedza od czasu do czasu. Okropieństwo! Najlepiej chciałabym, aby było pięknie, przyjemnie i lekko, lecz niestety tak nie bywa. Zakopałam kiedyś parę trupów w szafie, więc teraz wychodzą.
Atak negatywnych myśli!
Gdy wszystko dookoła staje się ważniejsze ode mnie. Gdy zapominam o programie HALT. Biorę za dużo na swe barki. Do tego słaby sen, kiepskie jedzenie, mało ruchu to mam gotowy przepis na “Wszystko mnie wkurza”. Drażliwość wzrasta, muchy krzywo latają, robi się za głośno. Najlepiej się nie odzywaj, nie patrz lub zniknij w czeluściach!!! Tarcza duchowa słabnie i negatywne myśli niczym potwory spod łóżka wychodzą by potańczyć w mym umyśle.
Co wówczas robię? Pozwalam, by były. Siedzę ryczę, dzwonię do kogoś ze wspólnoty, pójdę na spacer, śpię …. Ale jedno wiem. WSZYSTKO MIJA … ten stan też minie.
Wszechświat sprzyja i nie chce bym cierpiała. Tylko moje podejście i myślenie powodują ból. Interpretuję rzeczywistość po swojemu i wydaje mi się, że nie ma z tej trudnej sytuacji wyjścia.
Co to za nonsens? Kto mi sprzedał taki Program??? Dlaczego nikt mnie nie nauczył, że z każdej sytuacji można wyjść!!! Dziś jako Kobieta po 40-tce uczę się życia na nowo. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale.
Użalanie się to jedna z moich wad. Tylko złapię haczyk i w ciągu kilku sekund rzeczywistość zmienia się nie do poznania. Robi się szaro, brzydko, zimno i niebezpiecznie. Przychodzą demony w postaci obezwałdniających myśli „i co tu jeszcze robisz, zabij się”, „i po co tak się męczysz, wiesz, co trzeba zrobić”, „i znów się nabrałaś”, „i znów dałaś się oszukać”, „jesteś beznadziejna” …. Myśli lecą jak asy z rękawa, jak lawina śniegu na 8-tysięczniku, jak łzy u małego dziecka, które nie dostaje tego, czego chce.
Ta lawina emocji, tyle lat skrzętnie zamiatana pod dywan, jest nie do zniesienia.
Parę lat trzeźwienia, mityngi, program 12 kroków, dają mi wgląd w siebie. Gdy już kurz opadnie i na spokojnie zastanawiam się co tu się do jasnej cholery wydarzyło …. Odpowiedź jest jedna JESTEŚ CHORA.
Stare mechanizmy odpalają się w ułamku sekundy i żadne tłumaczenia nie mają siły przebicia.
Historia o myśli Kilim
Przyjrzyjmy się pewnemu przypadkowi a mianowicie mojej krótkiej historii o myśli Kilim
Związek za związkiem
Związki i bliskie relacje to dla mnie czarna magia. Po pierwsze: wybierałam facetów nieosiągalnych (w końcu mam syndrom DDA) a po drugie: jak robiło się poważnie, to odwracałam się na pięcie i robiłam tył zwrot, zwiewając gdzie pieprz rośnie.
Od samego początku moje związki były spisane na porażkę – nieodpowiedni “materiał” na partnera + moje niszczycielskie schematy w postaci foch, kara milczeniem, manipulacje seksem, brak znajomości swoich potrzeb, zero asertywności i stawiania granic, naiwność i program pt „Zrobię wszystko tylko mnie kochaj”. Z tego nie mogło wyjść nic dobrego. Poranienia, urazy i zwątpienie w drugiego człowieka i siebie. O tym, jak dobieramy się w pary możesz przeczytać na blogu Jasna Polska https://jasnapolska.pl/jak-kat-ofiara-jak-wyglada-prawdziwy-zwiazek-scenariusze-kontroli-w-3d-cz-1/ (bardzo interesujące spojrzenie).
Tworzenie od nowa
Od dwóch lat jestem w relacji ze świadomym Mężczyzną. Wspólne cele, patrzenie w tym samym kierunku. Rozmawiam nie uciekam (Aż z dumy klata mi się nadyma a oczy wypatrują ręki, która przypnie mi order). Mieszkamy, żyjemy sobie. Każdy z nas ma swoje pasje ale też mamy wspólną przestrzeń. Lubimy słuchać razem muzyki, oglądać filmy, jeździć motorem, śpiewać, medytować i takie tam inne blablabla. Pięknie prawda?
No pewnie. Powiedziałaby niejeden … ale nieeeeee. Gdy tylko mam słabszą kondycję duchową umysł wychodzi na łowy i zaczyna swoje gry
Pan Panika i lęk przed odrzuceniem
„On Cię nie kocha”, “jakby kochał, to by teraz był przy Tobie”, „po co tak się męczysz”, „to nie ten”, „jakby to był ten byłoby inaczej”, „jakby mnie kochał, to by tak nie było” i takie bla bla bla.
Słuchajcie …. I ja to podłapuję. Wychodzą moje wady typu egoizm i egocentryzm, czyli koncentrowanie się na sobie. Jak to jest mi źle, jak to ja mam przechlapane, mi, dla mnie, o mnie. Wszystko kręci się wokół mnie. Nic takiego się nie wydarzyło, a nagle stoję na piedestale świata i patrzcie jak MI się dzieje krzywda.
Kolejna wada to użalanie się. Płynę w bagnie i wylewam łzy. Znam ten stan i nawet uświadomienie go nic nie pomaga. Jadę na maksa z poczuciem straty, smutku i żalu. Ryczę i wymieniam chusteczki.
Odpalają się ograniczające przekonania Dorosłego Dziecka Alkoholika czyli lęk przed odrzuceniem, poczucie niskiej wartości, wyidealizowany obraz miłości, który nie pasuje do tego co się wydarza. Wchodzę w rolę ofiary potęgując ten stan użalaniem się.
W tym momencie następuje apogeum, ani jednej pozytywnej myśli. Alkoholizm, współuzależnienie, DDA mieszają się niczym składniki w mikserze. Całą mózgową przestrzeń wypełnia jeden dźwięk pt „Rozstańmy się”. Im bardziej o tym myślę, tym więcej łez się pojawia. Aby jakoś zapanować nad całym procesem zaczynam szukać kolejnych myśli potwierdzających, że to nie ten Facet. Że znów się pomyliłam, Że przecież to kurwa niemożliwe aby mnie ktoś kochał!!!
Ostatnie resztki rozsądku
W ułamku sekundy chwytam za telefon i dzwonię do sponsorki. Kto to sponsor przeczytaj w moim wpisie https://www.przygodytrzezwejglowy.pl/program-12-krokow-w-wyjsciu-z-alkoholizmu/
– cześć … jest mi tak źle, nie mogę ogarnąć burzy myśli w głowie – mówię sponsorce, gdy ta odbiera słuchawkę. Opowiadam z czym się zmagam.
– a dzwoniłaś dziś do nowicjuszki? – słyszę w odpowiedzi
– nie – odpowiadam zdziwiona
– to zadzwoń. I od dziś dzwoń do mnie codziennie, czytaj Wielką Księgę, więcej AA, chodź na mityngi i wykonuj sugestie na 150%.
Nie dyskutuję. Tu chodzi o moje życie. Robię wszystko, co usłyszałam. Znam to, bo robiłam niejeden raz. Więcej AA, więcej mityngów, więcej telefonów – czyli więcej koncentracji na drugim człowieku, a nie na sobie samej.
Po dwóch dniach myśli ustały. Odeszły, znikły, rozprysły się.
Usiadłam na krześle i z niedowierzaniem patrzę, co tu się kurde wydarzyło? Jaką moc ma myśl. W jaki stan potrafi mnie wprowadzić i co ze mną zrobić, gdy tylko w nią uwierzę.
To pokazuje jak jestem chora. Samo odstawienie alkoholu, to dla mnie za mało.
Bitwa wygrana! Tadam – fanfary – wchodzi orkiestra.
Przyszedł spokój ducha. Wdech i wydech. Obracam gałkami dookoła, sprawdzając czy na polu bitwy nie ma rannych. Nie! Życie się toczy dalej. Ludzie chodzą po chodniku. Pan wjechał autem do garażu. Pies sika pod krzakiem … a w tym wszystkim Ja, jakby już trochę inne.
Byron Katie – za każdym razem jak jej słucham nastrajam się pozytywnie
Aho, Justika